„...jeśli się nie nawrócicie tak samo zginiecie. I opowiedział im następującą przypowieść: pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: oto już trzy lata przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję . Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia? Lecz on odpowiedział: Panie, jeszcze na rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jak nie, w przyszłości może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć.”
Nawet jeśli odeszliśmy od Boga, Chrystus będzie szukał sposobu żeby uratować naszą duszę. Znajdzie nawóz, który ma pobudzić duszę do owocowania.
Słyszałem o przypadku, kiedy młodzieniec otoczony luksusem przez rodziców i dzięki temu podziwiany przez rówieśników otrzymał w prezencie szybki motocykl. Szpanowanie kolegom i koleżankom skończyło się wypadkiem w wyniku którego chłopak został sparaliżowany. Początkowo uważał, że lepiej jeśliby zginął, lecz w szpitalu i podczas rehabilitacji spotkał się z bezwarunkową miłością ze strony opiekunów, lekarzy i wolontariuszy. Zrozumiał, że wypadek był punktem zwrotnym w jego życiu, pozwolił mu zrozumieć co w życiu jest naprawdę istotne i jak mało wartościowe było jego życie przed wypadkiem. Jest to klasyczny przypadek nawrócenia do Boga, tym bardziej, że młody człowiek bez skrępowania dzielił się świadectwem.
Czasem mamy wiele wątpliwości – czy na pewno zrobiliśmy wszystko co trzeba? Czy Duch Święty o mnie nie zapomniał? Postanowiłem się poprawić, wyspowiadałem się, poszedłem do komunii, od tygodnia nie zapominam o modlitwie i co? – i nic.
Musimy udowodnić Panu, że nie uruchomiliśmy gry pozorów. Ta gra pozorów polega na wykorzystaniu Boga do własnych celów. Zależy nam na zmianie życia z jakiegoś powodu – doszliśmy do ściany w swoim życiu, dotknął mnie jakiś ból, klęska, porażka, strata. Na pewno jest to nawóz – bodziec do podjęcia decyzji o nawróceniu. Ale podskórnie możemy wymagać od Boga jakiejś magii – rozwiązania naszych problemów zgodnie z moimi wymaganiami jak od czarodziejskiej różdżki. Tymczasem powinniśmy zdać się na Boże rozwiązania bez zastrzeżeń zrywając grę pozorów – może moją dalszą drogą będzie cierpienie?
Powinniśmy starać się znaleźć kontakt z Duchem Świętym. Niedziela i jedynie msza co tydzień nie wystarczy – codzienne życie nas przytłoczy. Musimy dać Panu więcej. Nasi dziadkowie szli ramię w ramię z Bogiem na co dzień. Piękna pieśń - modlitwa „Kiedy ranne wstają zorze” – podziękowanie za rozpoczęcie z Bogiem kolejnego dnia, zachwyt nad dziełami stworzenia – może mi od jutra towarzyszyć przy myciu zębów i parzeniu kawy. Znak krzyża przed posiłkiem – kiedyś powszechny, teraz wzbudza drwiny. Męstwo polega na pójściu pod prąd nawet w sprawach małych – może w restauracji wzbudzę sensację żegnając się przed jedzeniem?
Sam pamiętam jak moja matka nożem nacinała znak krzyża na bochenku chleba przed odkrojeniem pierwszej kromki.
A piękna odpowiedź na pytanie: jak się czujesz lub jak ci idzie? – „Dobrze – Bogu dzięki”. W ten sposób zaznaczam, że nie jestem jedynym autorem mojego życia i pomyślności, scenariusz pisze Najwyższy. A reakcja na niepowodzenie w biznesie – pierwsze kroki kieruję do prawnika z wytycznymi jak ma zniszczyć przeciwnika czy do Kościoła przed Najświętszy Sakrament poprosić o radę.
A jak się zachowam kiedy źle się czuję – szukam gorączkowo w Internecie lekarza, czy biorę w rękę różaniec.
A kiedy niechętna mi koleżanka w pracy rozpuści złośliwe plotki – czy będę tygodniami to rozważać i unikać spotkania z nią czy natychmiast przebaczę jej i będę z nią rozmawiał jakby nic się nie stało?
Kiedy spada na mnie nieszczęście biorę tabletki na uspokojenie czy rozważam, jak moja porażka jest drobna w stosunku do totalnej klęski którą zniósł Jezus w Jerozolimie i na Golgocie.
Mam wolny czas - tyle sposobów spędzenia – pilocik w dłoń, telewizorek i piweczko wariant 1, grill z rodzinką na ogródku - wariant 2, pobuszowanie w Internecie, ewentualnie w lodóweczce – wariant 3, czy Pismo Święte lub różaniec – wariant 4.
Jeśli mowa o różańcu – jest to bardzo rozwijająca modlitwa. Wydaje się nudna – ciągłe powtarzanie dwóch modlitw, ale jeżeli będziemy je odmawiać „w tle” a na pierwszym planie będziemy się skupiać na tajemnicach różańca, lub w ogóle na Bogu, to już wymaga prawdziwego skupienia i oddala nas od codzienności – a o to właśnie chodzi. Ważne jest też poszukiwanie człowieka co do którego mamy przekonanie, że jest cichym świętym. Duch Święty ma właściwość przemieszczania się jak ogień czy woda. Dzieje apostolskie w wielu miejscach wspominają o modlitwie apostołów przez nałożenie rąk na głowy nauczanych pogan. Wtedy Duch Święty przepływa na osobę ucznia. Konsekwencją tego było gromadzenie w Kościele przez wiele wieków relikwii świętych – części ciała, odzieży, mebli, zapisanych odręcznie kartek. Wierzono, że w nich przebywa Duch Święty pozostawiony przez świętego zmarłego i może przedostać się do osoby będącej w pobliżu.
Często jednak poszukujący w ten sposób Ducha Świętego zapominali, że warunkiem koniecznym jest stan łaski uświęcającej, zmiana priorytetów w życiu, oraz mocne postanowienie nawrócenia.
Na szczęście jeżeli Duch Święty mnie dotknie to na pewno będę o tym wiedział. Religia nazywa to uczucie „chrztem z ognia” w odróżnieniu od niemowlęcego „chrztu z wody” przyjętego nieświadomie.